sobota, 18 kwietnia 2015
Rozdział 12
-No więc...- zaczął nieprzekonany tata.
-Zgadzamy się!- krzyknęła nagle mama, a ja uśmiechnęłam się szeroko. Udało się!
-Co ty mówisz?! Oszalałaś?!- krzyknął wściekły tata, widząc jak jego żona podpisuje zgodę.
-Zawsze chcieliśmy, żeby Jeremy był pływakiem! Najwyraźniej nam się to udało!- powiedziała szczęśliwa. Dziękuję, że nie wybrałam życia jako prawnik.
-Niech ci będzie...- mruknął ojciec i wyszedł.
-Ależ kochanie!- powiedziała mama i poszła za nim.
-Udało się!- krzyknęłam cicho, żeby rodzice nie słyszeli.
-Tak!- dodał Jeremy. Pocałowałam go w policzek, wzięłam zgodę i poszłam do mojego domu. Założyłam słuchawki na uszy i szłam chodnikiem. Było już ciemno, nawet nie zauważyłam jak szybko ten czas minął. Wszystko idzie świetnie! A jutro jest spotkanie w wytwórni z Johnem! Jestem taka podekscytowana, nie mogę się doczekać! Będzie mega fajnie! Nigdy nie byłam w wytwórni muzycznej. Fakt, widziałam ją w filmach i na zdjęciach, jednak to nie to samo co na żywo. Weszłam do mieszkania i od razu zostałam zasypana milionem pytań.
-I jak?
-Udało się?
-Nabrali się?
-Powiedz, że tak!
Nie zważając na nich weszłam do kuchni i usiadłam na stołku barowym. Westchnęłam i czekałam aż się uciszą. Po chwili moje życzenie się spełniło.
-No więc tak- zaczęłam zrezygnowanym głosem- Udało się!- krzyknęłam i wyjęłam z torby zgodę. -Świetnie!- i kolejne krzyki. Od tego już mnie głowa rozbolała.
-Zajmijcie się tym, a ja idę do pokoju- mruknęłam, zgarnęłam moje rzeczy i wyszłam. Zamknęłam za sobą drzwi i od razu rzuciłam się na łóżko. I tak będzie wyglądał następny rok? Błagam, nie... Ale z drugiej strony musimy zdać maturę. Jutro będę musiała pogadać z Johnem na ten temat. Może są jakieś sposoby na to? Jest mnóstwo młodych gwiazd i oni sobie świetnie radzą! To nie fair! Po kilkunastu minutach przemyśleń poszłam wziąć szybki prysznic. W kilka minut odrobiłam lekcje, a książki schowałam do torby. Całe szczęście, że jutro mam lekcje na 9.40. Pierwsze dwie lekcje są wyrównawcze, więc reszta na nie idzie. Trochę dziwne, że tylko ja z całej naszej piątki jestem w stanie utrzymać świetne oceny. Po kilku minutach spałam jak zabita w moim łóżku....
Mój budzik zadzwonił o 8.50. Tak to ja mogę wstawać codziennie. Dzisiaj jest impreza!!! I piątek!! I spotkanie z Johnem! Wow! Szybko to minęło. Uśmiechnęłam się do siebie i wyszłam z pokoju. Tak jak się spodziewałam w mieszkaniu panowała absolutna cisza. Na blacie w kuchni leżały przypalone naleśniki. Kompletni amatorzy w kuchni. Nie zważając na to wzięłam pierwszego naleśnika i polałam go sosem jagodowym. Szybko zjadłam i poszłam do łazienki. Po wykonaniu wszystkich porannych czynności, wyszłam z mieszkania i wolnym krokiem ruszyłam w stronę szkoły. Po kilkunastu minutach byłam w szatni i słuchałam naszej szkolnej i klasowej plotkary, która próbowała wydusić ze mnie coś na temat naszego przedstawienia. Wyniki miały być dzisiaj. W porównaniu z tym co będzie po szkole mało mnie to interesowało. Żeby się wyrobić z zorganizowaniem imprezy i spotkaniem w wytwórni wyszło, że musimy się urwać z ostatniej lekcji. Chemia. Stara baba i tak nigdy nie sprawdza obecności, tylko kogo nie było wcześniej, to nie ma teraz. Nawet się nie skapnie. Wyszłam z szatni bez słowa, jakby tej dziewczyny nawet tam nie było i ruszyłam na pierwszą lekcję. Przy okazji spotkałam resztę paczki. Przekazałam im wszystkie nowe wiadomości. Na szczęście nie było ich dużo. Z powodu tych wszystkich emocji spowodowanych przez zeszły tydzień głowa mi pulsowała. Najchętniej w ogóle bym nie przychodziła do szkoły, ale musiałam. Mam tylko nadzieję, że miną one szybko. Po długiej przerwie, o 12.00 był apel, gdzie rozdawane były nagrody za konkurs. Oczywiście, że my wygraliśmy. Bardzo się z tego ucieszyliśmy. Wygłosiłam krótką przemowę wraz z Jamesem, ponieważ byliśmy liderami. Po ucieczce z ostatniej lekcji poszliśmy do tej wytwórni muzycznej.
-Witajcie, nazwiska- powiedział ochroniarz strojący przed drzwiami.
What the hell?
Szybki rozdział, bo Mali Giganci już są!! Krótki wiem, ale dzisiaj taki dzień zabiegany i w ogóle...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz