piątek, 24 kwietnia 2015
Rozdział 13
Zszokowani spojrzeliśmy na siebie. Jakie nazwiska?
-Ym...- zaczęłam- Lili Laurentis...
-Nie ma- odpowiedział surowym tonem ochroniarz. Co robić? Co robić? I czemu John nas nie uprzedził? Ja odbędę sobie z nim pogawędkę. Poważną pogawędkę.
-Jesteśmy zespołem. Rebendent- dodałam. Ochroniarz jednym skinięciem oczu westchnął.
-Nie ma was, przykro mi- powiedział swoim niemiłym głosem.
-Niech pan chwilkę poczeka, już dzwonię do Johna. Sam nas tu zaprosił- odpowiedziałam spanikowana i szybko wyjęłam telefon.
-Lili! Milo cię słyszeć, ale gdzie wy jesteście? Czekam od kilku minut, a wiesz że nie lubię czekać- przywitał mnie jego niecierpliwy głos.
-Wiem John, przepraszam. Mamy problem, ponieważ od kilku minut ochroniarz nie chce nas wpuścić. Mówi, że nie ma nas na liście- westchnęłam.
-Oh tak! Przepraszam Was bardzo, całkiem zapomniałem wpisać was na listę!- krzyknął- Już do was idę- dodał i rozłączył się. Oznajmiłam to reszcie i wspólnie, wraz z ochroniarzem, czekaliśmy na Johna. W końcu zjawił się.
-Connor, wpuść ich. Teraz będą tu często przychodzić. Jest to nasz nowy zespół. Wpisz ich na listę. Rebendent się nazywają- powiedział szybko, a nas wpuścił do środku. Przez ramię widziałam jak Alison pokazuje język do ochroniarza. Zachichotałam cicho.
-Ruda, kultury trochę- zaśmiał się James szturchając ją w ramię.
-Oj, cicho bądź- odpowiedziała naburmuszona i szła w ciszy. Wszyscy oglądaliśmy piękne nagrody, wystrój wnętrz, po prostu wow! W telewizji wygląda to pięknie, ale na żywo to normalnie słów brak!
-Ponieważ jesteście bardzo utalentowanym zespołem, powierzę was w ręce mojej ulubienicy- Camille. Niestety teraz jej nie ma, musiała wziąć wolne w sprawach rodzinnych. Poznacie ją w przyszłą sobotę. Najpierw wasze nowe studio. Wasze i tylko wasze. Możecie tu przychodzić kiedy tylko chcecie i coś zagrać, zaśpiewać, napisać. Łącznie w naszej wytwórni jest 50 takich studiów i każdy ma własne. W każdej chwili możecie je udekorować waszymi zdjęciami, co tam tylko chcecie. Po prostu wasza przestrzeń. Rozejrzyjcie się tu chwilę, ja muszę coś załatwić- powiedział, spoglądając na ekran telefonu i szybkim krokiem odszedł.
-Tu jest mega!- krzyknął rozentuzjazmowany James- Po prostu mega!
-Właśnie!- dodała Marry- Własne studio? Nie znam ani jednej, innej wytwórni muzycznej, która ma 50 takich studiów!
-A urządzanie go według nas?- zapytałam retorycznie- Wow! Oni naprawdę chcą, żebyśmy poczuli się tu jak w domu!
-Racja- przytaknął Jeremy- I obstawiam, że tak będzie.
-To będzie nasz drugi dom!- krzyknęła szczęśliwa Ali.
Było tu mnóstwo różnych guzików. Nie chciałam ich dotykać, bo wiedziałam, że coś zepsuję. Nie znam się na takich urządzeniach. Widziałam jednak, jak bardzo Mike'a do tego ciągnie. Wyjrzałam zza drzwi. Nikogo nie było. Postanowiłam zrobić coś szalonego. Spojrzenie moje i Mike'a się skrzyżowały, a on już wiedział co mam zamiar zrobić, więc oboje się uśmiechnęliśmy. Na poczekaniu wymyśliłam jedną piosenkę zespołu, od którego bierzemy piosenki. Oni się rozpadli, więc my je zapożyczyliśmy. Może kiedyś dadzą nam oficjalną zgodę na śpiewanie ich? Trzeba o tym porozmawiać z Johnem. Jakby się zastanowić, oni są naszą inspiracją. Weszłam do kabiny i rozejrzałam się. Szybko zauważyłam mikrofon i słuchawki. Bez muzyki świetnie pamiętałam tą piosenkę.
El calor de mi cuerpo que se eleva casi sin control
con solo verte
comienza por mis manos y termina en mi corazon
cuando te extrańo
particulas de amor que nadan en mi interior
pretenden incendiar el hielo de tu corazon
Y tengo miedo
De perder el control
Y no espero
Por volver a ti
Cada vez que te encuentre
Volverás a ser
Como el deseo
Que arde lento
Con mi fuego
FUEGO
Mi impulso se acelera con tu forma de fijarte en mí
Y con el tiempo
No se si estoy cansada de tenerte solo para mi
Si estas tan cerca
Partículas de amor que nadan en mi interior
Pretenden incendiar el hielo de tu corazón
Y tengo miedo
De perder el control
Y no espero
Por volver a ti
Cada vez que te encuentre
Volverás a ser
Como el deseo
Que arde lento
Con mi fuego
FUEGO
Siento fuego en mi interior
Fuego que viene de ti
Y es mas del lo que pedí
Y tengo miedo
De perder el control
Y no espero
Por volver a ti
Cada vez que te encuentre
Volverás a ser
Como el deseo
Que arde lento
Con mi fuego
FUEGO
FUEGO
(RBD- Fuego ~~Zmierzchu)
Słowa same ze mnie leciały. Widziałam jak Mike świetnie sobie radzi z tym całym sprzętem. Od dziecka to potrafi, a ja zawsze się zastanawiałam gdzie i jakim cudem on się tego nauczył. Tam było grubo ponad 500 różnych przycisków,a on zmieniał to i owo jakby zmieniał status na Facebooku. Po ostatnim "ogniu" (Fuego- ogień ~~Zmierzchu) wyszłam z kabiny i odsłuchałam sama siebie. Z pomocą Mike'a brzmiałam rewelacyjnie. Wsłuchując się w mój głos, nie zauważyliśmy Johna.
-Świetnie Ci poszło, Lili!- powiedział nagle, a wtedy wszyscy odwróciliśmy się w jego stronę- Mike, widzę, że masz doświadczenie. Wielu muzyków nie jest w stanie poradzić sobie z takim sprzętem, ale tobie poszło wspaniale. Masz doświadczenie.
-Wiem, mój kuzyn miał taki sprzęt i nauczyłem się do niego, ogarnąłem już dawno temu- odpowiedział na luzie.
-Zatem możemy iść. Ja już załatwiłem sprawę z innym zespołem, który zepsuł jedną z najlepszych perkusji. Dzieciaki- przewrócił oczami i poszedł, a my za nim.
-Tutaj jest wasza garderoba. Możecie trzymać wasze kostiumy, kosmetyki, szkice do stroi. Co tam tylko chcecie- dodał. Rozejrzałam się dookoła. Ta garderoba była wielkości mojej sypialni połączonej z garderobą i łazienką! Obok drzwi była ogrom,na toaletka na jedną ścianę, a obok sześć krzeseł. W połowie pokoju była ściana. Najwyraźniej było przedzielone dla chłopaków i dziewczyn. Na drugiej ścianie wisiały wieszaki, a pod nimi stał nieduży stolik. Ściany były koloru brzoskwiniowego, a podłoga wykonana z ciemnego drewna. Całkiem ładnie i przytulnie. Jak się doda trochę ubrań i innych rzeczy będzie bardzo fajnie.
-Mam dla was stylistkę, ale wydaje mi się, że ta, która robiła Wasze kostiumy będzie lepsza- powiedział John, a ja podałam mu do niej numer telefonu. Przy okazji zauważyła godzinę 5.30! A o 8.00 rozpoczyna się impreza!
-John, resztę obejrzymy jutro, dobrze? Musimy się już spieszyć mamy coś do załatwienia- powiedziałam, spoglądając na resztę. Na szczęście zrozumieli o co chodzi, oprócz niewtajemniczonego Jeremiego.
-Jasne, tylko jutro mnie nie ma. Zadzwonię do Camille i zapytam czy będzie. Wyślę ci smsa co i jak. Dobrze, Lili?- zapytał, a ja przytaknęłam. Szybkim ruszyliśmy do domu.
-Kurczę, potrzebuję dwóch nowy książek. Jeremy mógłbyś po nie iść?- zapytałam schodząc po kilku schodkach.
-No ok. Co to za książki?- zapytał znudzonym tonem.
-James wie. Idź z nim. To bardzo ważne- powiedziałam.
-Czeka nas świetna przygoda bracie!- krzyknął James. Oczywiście wiedział, że to tylko początek naszego planu. Wsiedliśmy do tramwaju i przejechaliśmy cztery przystanki. Potem wspięliśmy się po schodach, bo winda nie została jeszcze naprawiona. Durne dzieciaki.
-Ok, to ja się zajmuję jedzeniem, Ali balonami, Mike alkoholem, a Marry idzie po tort- zarządziłam ,a wszyscy przytaknęli. Szybko i zaczęłam przygotowywać jedzenie. Dobrze, że dzisiaj rano kupiłam na szybko wszystkie potrzebne produkty. Postanowiłam zrobić prawdziwe, amerykańskie hamburgery. Na naszych imprezach zawsze jest coś do zjedzenia. W międzyczasie robiłam babeczki. Była to ciężka robota. Po 40 minutach wrócił Mike niosąc dużo litrów piwa.
-Ile upiłeś?- zapytałam mieszając krem na babeczki.
-30litrów łącznie, ale to jest ciężkie. Na razie mam tylko 10- powiedział i postawił alkohol na blacie.
-Ali, jak ci idzie?- krzyknęłam do dziewczyny, która była w salonie.
-Świetnie! Napompowałam już 50 balonów! Jeszcze drugie tyle!- odpowiedziała cienkim głosem, przez co ja i Mike wybuchnęliśmy śmiechem.
-To zrób sobie przerwę i pomóż przynieś alkohol ze sklepu!- zarządziłam, a ona się zgodziła. Po kilku minutach przyszła Marry z ogromnym pakunkiem w rękach.
-Większego ego toru nie dało się zamówić?- zapytała z sarkazmem.
-Taki jest ok. Wstaw go do lodówki. Ja cię jest już 7.00. Możesz mi pomóc z babeczkami? Wyjmij je, proszę z piekarnika=- powiedziałam, a ona wykonała moje polecenie. Ta godzina minęła bardzo szybko. Pół godziny przed rozpoczęciem poszłam się przebrać. Zdecydowałam się na luźną bluzkę i krótkie szorty. Do tego szpilki. Włosy zostawiłam rozpuszczone i zrobiłam mocny makijaż. W międzyczasie Mike zajmował się muzyką, ale z tym nie było żadnego problemu. Teraz, wszyscy, łącznie z gośćmi, czekaliśmy na Jeremiego i Jamesa. Nagle drzwi się otworzyły.
-Lili! Nawet nie wiesz, ile się namęczyliśmy...- zamilkł kiedy zobaczył nas.
-Wszystkiego najlepszego!- krzyknęliśmy wspólnie, a on się szeroko uśmiechnął.
Pora na imprezkę!!
Jeej! Zmieściłam się w tej godzinie przeznaczonej na bloga! Sukces! I mam Jeszce trochę baterii!! Kończę szybko, a w następnym rozdziale imprezka!
~~Zmierzchu :* <5
sobota, 18 kwietnia 2015
Rozdział 12
-No więc...- zaczął nieprzekonany tata.
-Zgadzamy się!- krzyknęła nagle mama, a ja uśmiechnęłam się szeroko. Udało się!
-Co ty mówisz?! Oszalałaś?!- krzyknął wściekły tata, widząc jak jego żona podpisuje zgodę.
-Zawsze chcieliśmy, żeby Jeremy był pływakiem! Najwyraźniej nam się to udało!- powiedziała szczęśliwa. Dziękuję, że nie wybrałam życia jako prawnik.
-Niech ci będzie...- mruknął ojciec i wyszedł.
-Ależ kochanie!- powiedziała mama i poszła za nim.
-Udało się!- krzyknęłam cicho, żeby rodzice nie słyszeli.
-Tak!- dodał Jeremy. Pocałowałam go w policzek, wzięłam zgodę i poszłam do mojego domu. Założyłam słuchawki na uszy i szłam chodnikiem. Było już ciemno, nawet nie zauważyłam jak szybko ten czas minął. Wszystko idzie świetnie! A jutro jest spotkanie w wytwórni z Johnem! Jestem taka podekscytowana, nie mogę się doczekać! Będzie mega fajnie! Nigdy nie byłam w wytwórni muzycznej. Fakt, widziałam ją w filmach i na zdjęciach, jednak to nie to samo co na żywo. Weszłam do mieszkania i od razu zostałam zasypana milionem pytań.
-I jak?
-Udało się?
-Nabrali się?
-Powiedz, że tak!
Nie zważając na nich weszłam do kuchni i usiadłam na stołku barowym. Westchnęłam i czekałam aż się uciszą. Po chwili moje życzenie się spełniło.
-No więc tak- zaczęłam zrezygnowanym głosem- Udało się!- krzyknęłam i wyjęłam z torby zgodę. -Świetnie!- i kolejne krzyki. Od tego już mnie głowa rozbolała.
-Zajmijcie się tym, a ja idę do pokoju- mruknęłam, zgarnęłam moje rzeczy i wyszłam. Zamknęłam za sobą drzwi i od razu rzuciłam się na łóżko. I tak będzie wyglądał następny rok? Błagam, nie... Ale z drugiej strony musimy zdać maturę. Jutro będę musiała pogadać z Johnem na ten temat. Może są jakieś sposoby na to? Jest mnóstwo młodych gwiazd i oni sobie świetnie radzą! To nie fair! Po kilkunastu minutach przemyśleń poszłam wziąć szybki prysznic. W kilka minut odrobiłam lekcje, a książki schowałam do torby. Całe szczęście, że jutro mam lekcje na 9.40. Pierwsze dwie lekcje są wyrównawcze, więc reszta na nie idzie. Trochę dziwne, że tylko ja z całej naszej piątki jestem w stanie utrzymać świetne oceny. Po kilku minutach spałam jak zabita w moim łóżku....
Mój budzik zadzwonił o 8.50. Tak to ja mogę wstawać codziennie. Dzisiaj jest impreza!!! I piątek!! I spotkanie z Johnem! Wow! Szybko to minęło. Uśmiechnęłam się do siebie i wyszłam z pokoju. Tak jak się spodziewałam w mieszkaniu panowała absolutna cisza. Na blacie w kuchni leżały przypalone naleśniki. Kompletni amatorzy w kuchni. Nie zważając na to wzięłam pierwszego naleśnika i polałam go sosem jagodowym. Szybko zjadłam i poszłam do łazienki. Po wykonaniu wszystkich porannych czynności, wyszłam z mieszkania i wolnym krokiem ruszyłam w stronę szkoły. Po kilkunastu minutach byłam w szatni i słuchałam naszej szkolnej i klasowej plotkary, która próbowała wydusić ze mnie coś na temat naszego przedstawienia. Wyniki miały być dzisiaj. W porównaniu z tym co będzie po szkole mało mnie to interesowało. Żeby się wyrobić z zorganizowaniem imprezy i spotkaniem w wytwórni wyszło, że musimy się urwać z ostatniej lekcji. Chemia. Stara baba i tak nigdy nie sprawdza obecności, tylko kogo nie było wcześniej, to nie ma teraz. Nawet się nie skapnie. Wyszłam z szatni bez słowa, jakby tej dziewczyny nawet tam nie było i ruszyłam na pierwszą lekcję. Przy okazji spotkałam resztę paczki. Przekazałam im wszystkie nowe wiadomości. Na szczęście nie było ich dużo. Z powodu tych wszystkich emocji spowodowanych przez zeszły tydzień głowa mi pulsowała. Najchętniej w ogóle bym nie przychodziła do szkoły, ale musiałam. Mam tylko nadzieję, że miną one szybko. Po długiej przerwie, o 12.00 był apel, gdzie rozdawane były nagrody za konkurs. Oczywiście, że my wygraliśmy. Bardzo się z tego ucieszyliśmy. Wygłosiłam krótką przemowę wraz z Jamesem, ponieważ byliśmy liderami. Po ucieczce z ostatniej lekcji poszliśmy do tej wytwórni muzycznej.
-Witajcie, nazwiska- powiedział ochroniarz strojący przed drzwiami.
What the hell?
Szybki rozdział, bo Mali Giganci już są!! Krótki wiem, ale dzisiaj taki dzień zabiegany i w ogóle...
sobota, 11 kwietnia 2015
Rozdział 11
Nastał nowy dzień. Przez chwilę myślałam, że wczorajszy dzień był snem. Na szczęście tak się nie stało. Szczęśliwym krokiem poszłam do kuchni i przygotowałam naleśniki z owocami oraz kawę. Zjadłam moją porcję sama, ponieważ nikt się nie zjawił. Nawet Jeremy, który miał przyjść dzisiaj wcześniej. Po powrocie do swojego pokoju wykonałam wszystkie poranne czynności. Założyłam podarte dżinsy i szary T-shirt. Ponieważ przez moje okno docierały promienie słoneczne założyłam na włosy okulary przeciwsłoneczne. Wzięłam moją torbę i wyszłam z pokoju. W kuchni zastałam wszystkich jedzących śniadanie.
-Pyszne- stwierdził James.
-Racja - dodał Jeremy.
-Świetnie. Ja już spadam, muszę coś po drodze załatwić- powiedziałam zakładając moje vansy i wyszłam z mieszkania trzaskając drzwiami.
-Ups...- mruknęłam cicho. Po drodze do szkoły, w sumie to było w całkiem przeciwnym kierunku zaszłam do cukierni. Zamówiłam tort z okazji urodzin Jeremiego. Był wykonany z czekolady w kształcie perkusji. Jer uwielbia grać na swojej perkusji, jednak jest ona bardzo stara i poniszczona. Z tego powodu zamówiłam specjalną perkusję dla niego. W jego ulubionym kolorze, z podpisem jego ulubionego perkusisty. Nie zauważyłam nawet jak minął mój cały czas poświęcony na toi. Szybkim krokiem ruszyłam do szkoły. Akurat zdążyłam chwilę przed dzwonkiem. Lekko spóźniona weszłam do sali matematycznej i usiadłam na miejscu. Oczywiście nie ominęły mnie irytujące komentarze ze strony mojej nauczycielki. Wyjęłam zeszyt i zaczęłam zapisywać potrzebne informacje. Lekcja minęła nudno i sennie. Reszta lekcji również. Ponieważ była środa, nasze lekcje trały aż do 3.05. Nienawidzę środy... Na przerwie spotkałam Jeremiego.
-Lili! Dzwoniła matka i powiedziała, że wracając dzisiaj wieczorem- powiedział, a ja uśmiechnęłam się szeroko.
-Świetnie! Naszykujemy kolację i w ogóle. I wtedy ty oznajmisz, że... - zawiesiłam się. Co by powiedzieć, żeby rodzice podpisali zgodę?
-Jedziesz na obóz pływacki- dodała Alison, która nagle zjawiła się ni stąd, ni zowąd.
-Tak!- przytaknął chłopak- Przecież rodzice pokładają we mnie nadzieje pływackie. I jest to nawet fajne.
-Okej, więc ja pójdę do Mike'a, żeby się tym zajął, a ty się niczym nie przejmuj. Rebendent zawsze da radę- zaśmieliśmy się i rozdzieliliśmy. Zaczęłam szukać Mike'a i znalazłam go na dworze. Razem z Marry. Zakochane gołąbeczki. Mimo woli przewróciłam oczami.
-Hej- przywitałam się- Jest sprawa.
-Jaka?- zapytała zaciekawiona Marry.
-Nasi rodzice dzisiaj wracają, więc razem z Jeremym i Ali wymyśliliśmy, że zrobimy kolację i wtedy damy do podpisania zgodę na obóz pływacki dla Jeremiego. Tylko trzeba to zrobić. Co ty na to Mike?- wyjaśniłam.
-Zero problemu. Tylko będę musiał urwać się z lekcji- powiedział.
-Idę z tobą- zapewniła brunetka i pocałowała go lekko w usta.
-Okej, na twojego e-maila wysyłam właśnie formularz do wytwórni, a zgodę na obóz pływacki ogarniesz w Internecie- powiedziałam wpatrzona w ekran mojego telefonu.
-Jasne. No to pa. O około 4.00 czy 3.00 będziemy w twoim starym domu- odpowiedział i puścił do mnie oko. Zaśmiałam się. Mój stary dom, jednak ciągły dom mojego młodszego i kochanego braciszka. Zadzwonił dzwonek, więc poszłam na geografię.
-I jak? Wszystko gotowe?- zapytał James na lekcji. Najwyraźniej Ruda Wiewióra powiedziała reszcie.
-Tak. Mike i Marry wszystkim się zajęli- odpowiedziałam szeptem. Kiedy nieogarnięty nauczyciel po 20 minutach lekcji wyszedł po swoje okulary, oznajmiłam innym o imprezie w naszym mieszkaniu. Cała klasa, oprócz niektórych kujonów, których nie zapraszałam zgodzili się przyjść. Potem trzeba iść jeszcze do klasy Jer'a. Ponieważ nauczyciel jeszcze nie wrócił wymknęłam się z klasy i spotkałam najlepszego kumpla mojego braciszka. Przekazałam mu wszystko, a on zgodził się oznajmić reszcie klasy o imprezce. Podałam mu adres i wróciłam do klasy. Ślad po Mr. Vintage zaginął. Jakoś mi to nie przeszkadzało. Wróciłam na swoje miejsce i przeczytałam SMSa. Liczyłam, że to od Marry, jednak się pomyliłam.
Hej śliczna :* Mam nadzieję, że się niedługo spotkamy. Co powiesz na dzisiejszą kawę w restauracji Kassi? Czekam o 5.00
Twój Nathan
PS. Bardzo cię kocham mój skarbeczku kochany? <3
Widząc tego SMSa przestraszyłam się. Jemu już naprawdę coś odwala. Kilkoma kliknięciami zablokowałam jego numer. Psychiczny jakiś. Chwilę przed dzwonkiem na przerwę wrócił nauczyciel i zapisaliśmy temat. Nawet nie zadał pracy domowej. Dobrze dla nas. Jeszcze tylko jedna lekcja: j. hiszpański. Jedyna fajna lekcja w dniu dzisiejszym. W naszej klasie jest on podzielony na dwie grupy: podstawową i zaawansowaną. My jesteśmy w tej drugiej, jako nieliczni. Siedząc z Jamesem i Alison na ławce, przed szkołą rozmawialiśmy na różne tematy. Nagle zadzwonił mój telefon. John z wytworni. Ciekawe co chce?
-Halo?
-Lili Laurentis?- zapytał, a ja przytaknęłam- Tu John. Mam dla Was pewną propozycję.
-Słuchamy- powiedziałam i włączyłam głośnik, żeby inni też mogli słyszeć.
-Więc... Kiedy zdobędziecie zgodę od rodziców dla Jeremiego, zabiorę was do mojej własne wytwórni muzycznej. Co wy na to?
-Świetnie! Super!- krzyknęliśmy.
-Tak, tym bardziej, że zgoda prawdopodobnie będzie dzisiaj- dodałam.
-Wspaniale! A więc może jutro o 2.00?- zapytał.
-Tak, pasuje nam to- odpowiedział James.
-Dobrze, adres zaraz wam podam w SMS'ie.To... Do zobaczenia jutro, dzieciaki!- powiedział i rozłączył się. Po chwili dostałam SMSa z adresem, mimo że znałam ten adres. Po chwili poszliśmy na moją ulubioną lekcję. Minęła ona bardzo szybko, a najpierw króciutka i banalna kartkówka, a potem części ciała zwierząt. Oczywiście wszystko wiedziałam. Kiedy byłam mała, przez kilka lat mieszkałam w Meksyku, więc znam j. hiszpański. Trójką wróciliśmy do domu, gdzie był już Jeremy oraz Mike z Marry. Udało im się wykonać fałszywą zgodę, przez co bardzo się ucieszyliśmy. Ja od razu wzięłam się za przygotowywanie ulubionego dania rodziców- ravioli z grzybami. Szczerze ja i Jer nie lubiliśmy tego dania, ale cóż poradzić. Wszystko według woli rodziców.
-Dobra my spadamy. Trzymamy kciuki i oby się udało- powiedział Mike i wszyscy wyszliśmy.
-Denerwujesz się?- zapytał się mnie brat.
-Trochę- przyznałam, a chłopak podszedł i mnie przytulił.
-Będzie dobrze- szepnął mi do ucha. Blondyn wyjął talerze i sztućce oraz rozłożył je na stole, a ja nałożyłam danie. Lada chwila mieli zjawić się rodzice. Usłyszeliśmy silnik samochodu rodziców, a po chwili trzask drzwi.
-Cześć dzieci. Już jesteśmy- powiedziała mama wchodząc do kuchni- Kolacja! Świetnie! Jesteśmy tacy głodni, nie jedliśmy dzisiaj nic. Nie mieliśmy na to czasu. Nasz klient wygrał kolejną sprawę...- i zaczęło się. Spojrzałam z irytacją na Jeremiego. On czuł to samo. Kilka minut później rodzice zasiedli do stołu. Po zjedzonym posiłku mrugnęłam do chłopaka. Już czas.
-Rodzice... Mam do was pewną sprawę- zaczął niepewnie Jeremy i wstał od stołu- Wczoraj znalazłem świetny obóz pływacki w Waszyngtonie i... Bardzo mi się on spodobał. Chciałbym wziąć w nim udział, ale potrzebuję waszego podpisu. To... Co wy na to?- podał im dwie kartki papieru.
-No więc...- zaczął nieprzekonany tata.
Daję tak szybkoooo. Ciężko mi się go pisało, ale praca to praca. Muszę kończyć, lecę paaa!! Mój piesek czeka!!
~~Zmierzchu :* <5
sobota, 4 kwietnia 2015
Rozdział 10
Drugi rozdziałek dzisiaj :) SUPRISE!!! Z okazji Świąt oraz za brak rozdziału w zeszłą sobotę
:( Zapraszam serdecznie! :)
-Lili...- Marry nie wiedziała co powiedzieć. Widziałam po jej minie, że intensywnie myśli nad tym pomysłem. Moim zdaniem to była świetna wiadomość, ale miny innych zdziwiły mnie- To nie jest głupi pomysł- powiedziała wreszcie. Ucieszyło mnie to.
- Racja, ale będzie z tym dużo roboty- westchnął James.
-James!- skarciłam go- Chyba się opłaca, nie?
-Lili, ty to masz znajomości. Najpierw gościu od kafelków opuszcza cenę z twojego powodu, teraz jakiś chłopak daję ci świetne rady, ba plany na życie- mruknął Mike, grzebiąc w laptopie.
-Cała Lili- zaśmiał się Jer.
-Mam tego youtubera i znalazłem filmik, o którym mówił ten chłopak. Patrzcie!- oznajmił nagle chłopak Marry. Wszyscy spojrzeliśmy w ekran. Chłopak z tego kanału pokazywał jak przechytrzyć rodziców na taką zgodę.
-Szczerze? To może się udać!- krzyknął podekscytowany brat, po obejrzeniu filmiku. Wróciła mu nadzieja. Pewnie wcześniej czuł się winny, ponieważ przez niego nasza kariera mogłaby legnąć w gruzach. Ba, przyszła kariera.
-Ale i tak z tym poczekamy, bo rodzice wracają dopiero za jakiś tydzień- mruknęłam.
-John poczeka, wydaje się być spoko gościem- po raz pierwszy Marry zabrała głos w naszej konwersacji.
-Czyli, co? Ja jestem za tak- powiedziałam.
-Tak
-Tak
-Tak
-Tak
-Tak
-Świetnie!- skomentowałam- Więc rozdzielamy zadania: ja dzwonię do Johna, Ali do naszych stylistek, Mike i Marry zakładają konto na YouTubie, a James i Jeremy ogarniają piosenki, teledyski i tak dalej- rozdzieliłam wszystkim zadania, a sama zadzwoniłam do Johna. Oczywiście się zgodził, a dodał nawet, że niedługo zabierze nas do Hollywood Records. Przekazałam wiadomości reszcie.
-Ej, ale mamy mały problem- powiedział Mike, a ja westchnęłam. Oczywiście wszystko się zepsuło.
-Jaki problem?- zapytałam.
-Musimy mieć jakąś nazwę- odpowiedziała Marry.
-Kurczę... Macie jakieś pomysły?- zapytałam resztę, ale w odpowiedzi dostałam tylko przeczące skinięcia głowami. Westchnęłam ponownie.
-Ale z czym ma to być związane?- zapytał Jeremy.
- Może coś związanego z niezależnymi?
-Albo zbuntowanymi?
-Independent!- krzyknęłam zamyślona.
-Niezależni?
-Albo jakby połączyć to ze zbuntowanymi- myślałam na głos, a każdy słuchał mnie w ciszy.
-Rebendent- powiedziała Alison.
-Hm... Jest.. Fajnie- stwierdziła czarnowłosa.
-Więc bierzemy- powiedział Mike, a wszyscy się zgodzili- Teraz będzie już z górki. I przy okazji od razu dodamy ten filmik z naszym występem ze szkoły.
-Wow- powiedziałam nagle.
-Co?
-Zauważyliście ile w tym dniu się dzieje? Koncert, spotkanie z Johnem, szansa na karierę, kanał na YouTubie, pomoc nieznajomego...- wymieniałam po kolei- Jest dopiero 6.00, więc co się jeszcze dzisiaj wydarzy?
-Brak nauki na sprawdzian z matmy...- mruknęła Ali.
-CO?!- wszyscy krzyknęliśmy w tym samym momencie, oprócz Jeremiego, który tylko podniósł głowę.
-Nie pamiętacie? Jutro jest sprawdzian z liceum z matmy- wyjaśniła. Odetchnęłam. Na szczęście matma to dla mnie coś banalnego.
-Cholera... Kolejna pała. Lili, mogę usiąść z tobą?- zapytał James.
-James... Zróbmy tak teraz ty pójdziesz i się pouczysz, a ja w razie czego ci pomogę na sprawdzianie. Musisz zdać James. Nie możemy zawalić ostatniego roku- powiedziałam, a on zniknął na schodach.
-Siostro, jakim cudem ty zawsze masz wszystko pod kontrolą i zawsze masz wyjście z sytuacji bez wyjścia?- zapytał Jeremy, a ja nie wiedziałam co powiedzieć.
-Życie, Jer. Z takimi rodzicami trzeba zawsze sobie radzić samemu. Ale nie martw się. Masz swoją mądrą siostrę, która zawsze ci pomoże- uśmiechnęłam się do niego.
-Kocham Cię, sis- mruknął.
-Ja ciebie też, mój mały braciszku- szepnęłam.
-Nie rozumiem. Jak można być tak okrutnym dla własnych dzieci?- zapytała retorycznie Ali.
-Zmieńmy temat. Co chcecie na kolację?- zapytałam, żeby zmienić temat. Nie chciałam myśleć o moich rodzicach, o ich zachowaniu, zakazach, nakazach. Dla mnie to się skończyło, jednak dla Jeremiego nie. I o to się najbardziej boję., On ciągle musi być posłuszny. Dobrze, że tylko rok.
-Hmm... Nie wiem. Cokolwiek- powiedział Mike.
-Zrób sałatkę. Jeżeli nasze koncerty mają wyglądać podobnie jak dzisiaj, to musimy mieć szczupłą sylwetkę- zaśmiała się ruda. Z torebek zakupionych dzisiaj zaczęłam wyciągać wszystkie produkty i odkładać je na odpowiednie miejsce.
-Owocowa czy warzywna?- zapytałam.
-Owocowa- odpowiedzieli chórem. Zaśmiałam się i wyjęłam truskawki, maliny, brzoskwinie, ananasy i polewę czekoladową. Trochę słodkiego też się przyda.
-Musimy zrobić rozporządzenie obowiązków- zaczęła Alison.
-Racja. Lili będzie gotowała- powiedział szybko Mike.
-Mi to pasuje. Lubię to robić. Ale w zamian za to ja nie piorę, nie zmywam, nie sprzątam. Tylko gotuję!- krzyknęłam.
-Okej... Więc ja... Zmywam- powiedziała rudowłosa zapisując na kartce papieru informacje- To najcięższa praca, więc nikt jej nie będzie chciał.
-Ja się zajmę praniem, bo chłopaki to się nie nadają- prychnęła Marry.
-Jak możesz?!- zapytali jednocześnie Jeremy i Mike.
-Wam zostaje sprzątanie salonu, kuchni, łazienek. Wszystkiego oprócz naszych sypialni- wzruszyłam ramionami krojąc ananasa.
-Jak dobrze, że tu nie mieszkam- zaśmiał się Jer widząc naburmuszoną minę bruneta.
- Jer, ciebie też to tyczy. Nie mieszkasz, ale często nocujesz- upomniałam go, a mina mu zrzedła. Owoce w misce polałam dużą ilością czekolady w polewie i podałam na stół wraz z talerzami.
-Kolacja!- krzyknęłam na cały dom i zachrypiałam- Muszę kupić dzwonek jako powiadomienie o śniadaniu, obiedzie i kolacji- wybuchnęliśmy śmiechem. Nałożyłam każdemu na talerz i w tym samym momencie przyszedł James.
-Świetnie! Kolacja. Akurat skończyłem matmę. Na tróję umiem!- powiedział dumnie i poklepał się po klatce piersiowej. Zaśmialiśmy się i rozmawiając na różne tematy, w miłej atmosferze zjedliśmy kolację. Potem wszyscy się rozeszliśmy do pokoju, a Jeremy wrócił do domu. Będzie nocował dopiero jutro. Po wejściu do mojej sypialni od razu poszłam pod prysznic. Ciepła woda orzeźwiła mnie po całym dniu pełnym emocji. Przy okazji wymyśliłam śniadanie dla tych głodomorów na jutrzejszy dzień. Potem naszykowałam sobie ubranie na jutro, co robię rzadko i spakowałam się do szkoły. Z mojej biblioteczki zgarnęłam ostatnio czytaną książkę i położyłam się do łóżka.
Bardzo szybko usnęłam...
Hej mordeczki!! Cieszycie się, że to już drugi dzisiaj? Ja taaak ;) To pewnie miła niespodzianka. Co sądzicie o nazwie Rebendent? Nawet nie wicie jak długo wymyślałam to nazwę z moim technikiem. Dzięki Kubuś xD :3 Jeżeli macie jakieś fajniejsze nazwy to piszcie w komach. Ten kto wymyśli fajną nazwę, masz szansę na uzyskanie czegoś fajnego :)
WESOŁYCH ŚWIĄT!!!!
Życzy:
~~Zmierzchu :* <5
Oraz:
Tajga :)) (mój husky) <55
piątek, 3 kwietnia 2015
Rozdział 9
- Więc mam dla was pewną propozycję...- powiedział i zamilknął na chwilę. Moje nerwy z każdą sekundą narastały- Jesteście młodzi, jeden z was niepełnoletni. Jeżeli chcecie zdobyć sławę, a na pewno chcecie, musicie więc najpierw zdobyć publiczność, która was polubi. Kiedy was pokochają powiedzą o was swoim znajomym i tak dalej. Zdobędziecie fanów bez problemu, bo jesteście bardzo zdolni. Moja córka ma bardzo fajny i popularny bar. Zazwyczaj nie oferuję tego innym, ale dla was zrobię wyjątek. Jestem pewien, że zgodzi się na wasze występy co... tydzień. W każdy piątek lub sobotę. To będzie jeszcze do ustalenia. Co o tym myślicie?
-Świetnie- powiedziałam, bo wiedziałam, że reszta nie jest w stanie.
-Ponieważ Jeremy nie ma jeszcze 18 lat, potrzebna będzie zgoda rodziców. To nie jest problem, prawda?- zapytał, a my popatrzyliśmy się na siebie.
-To nie będzie problem- odpowiedział szybko Jeremy. W sumie ma rację. To nie będzie problem, to będzie kłopot i tragedia, jak się nie uda. Chociaż... To było do przewidzenia. Nigdy nic nie idzie gładko. W tym przypadku też.
-Super!- krzyknął John, po czym spojrzał na zegarek- Przepraszam Was, dzieciaki, ale muszę już iść- dodał i szybko wyszedł. Przez chwilę siedzieliśmy w ciszy.
-Co teraz?- zapytał Jeremy bez nadziei w głosie.
-Może... Hmm... Nie wiem- powiedziała Ali. Ja przez ten czas zamówiłam dla każdego pożywny obiad.
-Może się wstrzymamy?- zapytałam.
-Ale taka szansa się nie powtórzy!- krzyknął Mike.
-Właśnie..- przytaknęła Marry.
-Może John zgodzi się, że wstrzymamy nasz zespół na dwa lata? Skończymy szkołę, napiszemy maturę...- zaproponowałam.
-A przez ten czas, co będziemy robić?- zapytał zwątpionym głosem James.
-Hm... Znajdziemy pracę...
-Ok, ale co z muzyką??
Zamilkłam. Nie miałam pojęcia, co zrobić. Wiem, że w naszej paczce to ja byłam liderką. To ja "rządziłam" nimi, to ja muszę decydować.
-Nie wiem. Coś wymyślimy. Ale przez ten czas, najważniejsza jest matura, to też się ciebie liczy Jeremy. Nie możemy zawalić szkoły- powiedziałam ze zwątpieniem na temat tego pomysłu, a w międzyczasie kelnerka przyniosła nasze dania. W ciszy zjedliśmy, a po wyjściu z restauracji każdy poszedł w swoją stronę. Obstawiam, że mimo wszystko Jeremy poszedł do domu, wymyślić plan na zgodę, która jest w takiej sytuacji cudem. Ali zapewne poszła na zakupy, Jeremy napić się, a Mike razem z Marry do mieszkania. Ja nie wiedziałam gdzie idę. Nogi same mną sterowały i trafiłam do parku leśnego. Cisza i spokój. Nie było prawie nikogo. Dwie pary zakochanych i kobieta z dwójką dzieci. Usiadłam na najbliższej ławce i założyłam słuchawki na uszy. I co teraz zrobić? Jest kilka opcji, ale żadna nie jest odpowiednia. Wyjęłam mały, podręczny notesik wraz z długopisem oraz zapisałam wszystkie możliwe opcje:
~~ Zdobyć zgodę od rodziców dla Jeremiego,
~~ Zająć się szkołą na dwa lata, w międzyczasie co jakiś czas śpiewać i pisać piosenki,
~~ Dać sobie siana.
Pierwsza opcja od razu odpada, więc szybko ją skreśliłam. Zostały dwie inne. Więcej innych wyjść z tej sytuacji nie przychodziło mi do głowy. Pochłonięta własnymi problemami, nawet nie zauważyłam, kiedy usiadł obok mnie inny chłopak. Wyłączyłam muzykę i schowałam notes.
-Cześć, coś się stało? Siedzisz na ławce, smutna- powiedział nieznajomy chłopak.
-Nie.. Tak-westchnęłam- Mi i moim przyjaciołom zaproponowano nagrywanie w Hollywood Records. Problem jest taki, że mój brat nie jest pełnoletni, więc potrzebuję zgody od rodziców. Jednak nasi rodzice całkowicie zakazali nam wszystkiego, co jest związane z muzyką. Teraz nie wiemy co robić. Poza tym jest szkoła, ostatni rok, matura. Nie możemy tego zawalić- wytłumaczyłam, a z twarzy chłopaka zniknął uśmiech.
-Rzeczywiście. Wydaje się to być sytuacja bez wyjścia, ale ja mam jeden pomysł- uśmiechnął się do mnie, a ja spojrzałam na niego z nadzieją w oczach.
-Więc...
-Więc, możecie chodzić do szkoły, uczyć się i tak dalej. Przy okazji spróbować podsunąć zgodę rodzicom, może przez przypadek podpiszą. Albo zróbcie tak, że dajcie zgodę na przykład na wycieczkę, a pod to zgodę na śpiewanie. Wejdź na kanał na YouTube takiego gościa. Czekaj... Jak on się nazywał? Wiem, Pomysły KRL, nie wiem co to znaczy. On ma dużo pomysłów na ten temat. Hmm... Mam jeszcze lepszy pomysł. Dodawajcie teledyski na YouTube'a! - krzyknął podekscytowany, a ja szybko przeanalizowałam ten pomysł. W sumie był on świetny.
-Genialnie! Ty jesteś genialny! Muszę lecieć i podzielić się tym z resztą!- pocałowałam go w policzek i szybko pobiegłam w kierunku domu. Na takich szpilkach nie było tak łatwo. Z resztą musiało to dziwnie wyglądać. Szybko jeszcze napisałam do reszty SMS'a o treści:
S.O.S. Mam genialny plan!!! Szybko w mieszkaniu!! Za 5 minut!! Tylko GOOOOOOOOOOO!!! Jak dobrze będzie to na mój szpilkach będę za około 15 minut!!!!
~~Lili
Po chwili zwolniłam, bo się strasznie zmęczyłam. Dopiero teraz zaczęłam myśleć o nowo poznanym chłopaku. Nawet nie wiedziałam, jak ma na imię. Ani nic. Trudno. Po chwili zwolniłam kroku i uśmiechnęłam się do siebie. Wpadłam na świetny plan. Po co się do nich spieszyć? Czekają na ważną i świetną wiadomość, to nie zaszkodzi jak poczekają sobie jeszcze 30 minut. Weszłam do pierwszego, lepszego supermarketu i wzięłam koszyk. Zaczęłam wkładać podstawowe produkty żywieniowe, bo podejrzewałam, że w domu nie będzie dosłownie nic do jedzenia. Nie spiesząc się kupiłam wszystko. Od nabiału, przez pieczywo aż do słodyczy. Łącznie zapłaciłam aż 200 dolarów, ale cóż poradzić. Z pełnymi rękoma wróciłam do mieszkania. Całkiem nieźle się zmachałam. Weszłam do kuchni, gdzie była reszta i widocznie z niecierpliwieniem czekała na mnie. Nie zważając na nich postawiłam zakupy na blacie.
-Gdzieś ty do cholery była?- zapytał zdenerwowany James.
-Na zakupach. Żebyście w domu z głodu nie poumierali- powiedziałam przewracając oczami.
-Aż ponad pół godziny?
-Następnym razem ty robisz zakupy z wszystkich kategorii spożywczych. Zobaczymy ile ci się z tym zejdzie- prychnęłam.
-Koniec tego bezsensownego tematu- powiedziała Marry- Co to za ważna wiadomość?
-Właśnie- westchnęłam i usiadłam na krześle barowym w kuchni- Spotkałam całkiem przez przypadek takiego chłopaka, który dał mi świetną radę, ba pomysł na życie. Powiedział, żebyśmy weszli na kanał takiego sławnego youtubera Pomysły kogoś tam. Nie ważne. Tam znajdziemy pomysły na podrobienie tej zgody i tak dalej oraz ten świetny pomysł, żebyśmy robili teledyski i tak dalej na YouTubie!- krzyknęłam podekscytowana i czekałam na dalsze reakcje.
-Lili...
No hej misiaczki!! Przepraszam za brak rozdziału w poprzednią sobotę, ale miałam dużo roboty. Mam teraz szczeniaka, huskiego i potrzebuje ona dużooooo ruchu.
Jak myślicie, jak zareaguje reszta paczki? Co w ogóle myślicie o tym pomyśle?
Jest godzina 6.38, a ja wyskakuje z nowym rozdziałem :D Dziękować mojemu husky'iemu
WESOŁYCH ŚWIĄT!!!!
~~Zmierzchu :* <5
Subskrybuj:
Posty (Atom)