sobota, 31 stycznia 2015

Rozdział 3


Cholera!
-Co będziecie robić?- powtórzył ponownie pytanie mój tata.
-Ym...- jąkałam się. Co ja mam powiedzieć?
-Czekamy na  odpowiedź- powiedziała moja mama.
-U nas w szkole jest konkurs śpiewania i każdy nauczyciel w klasie wyznacza sześć osób. I.. u nas jestem wyznaczona ja, Mike, James, Ali i Marry. A ponieważ Jer jest moim bratem, nasza wychowawczyni uznała, że on powinien zaśpiewać z nami- wymyśliłam na poczekaniu.
-Tak?! Jakoś ci nie wierzę! Do jasnej cholery, ile razy ja mam ci mówić, że ty i Jeremy nie będziecie śpiewać!- krzyknął ojciec rzucając gazetą. Zauważyłam, że ubrany był w garnitur, więc zaraz będzie wychodził. Jest sławnym biznesmenem, a moja matka jego asystentką.
-Nie krzycz na moją siostrę!- usłyszałam głos za moimi plecami. Jeremy. Nawet nie zauważyłam, kiedy się pojawił. Objął mnie ramieniem dla dodania otuchy.
-Dlaczego nie mogę śpiewać?- zapytałam.
-Bo ci zakazujemy!- krzyknęła matka.
-Jestem pełnoletnia, więc nie macie prawa- powiedziałam ze złośliwym uśmieszkiem.
-Póki tu mieszkasz, będziesz robiła to co MY ci nakazujemy!- powiedział ojciec.
-To wy nie wiecie?- zdziwił się Jeremy- Przecież Lili ma już mieszkanie!- rodzice bardzo się zdziwili.
-Wytłumacz to!- powiedziała matka i usiadła z wrażenia na krześle.
-To proste. Przez praktycznie całe wakacje gdzieś wyjeżdżaliście i się nami nie interesowaliście. Poza tym jak już mówiłam, jestem pełnoletnia, więc nie muszę wam o wszystkim mówić. Już 1.00, więc musimy spadać. Idziemy bracie!- powiedziałam i skierowałam się na górę.
-Jeremy nigdzie nie pójdzie!- krzyknęła matka z dołu.
-A założymy się?- zapytał mój brat. Weszłam do pokoju i przebrałam się. Szybko związałam włosy w niedbały kucyk i wyszłam. Na korytarzu spotkałam Jeremy'ego.
-To gdzie idziemy siostro?- zapytał.
-Chodźmy po te meble. Napisałam sms'a do Jamesa, że ma iść sam- odpowiedziałam. Rozejrzałam się po domu, ale nie zauważyłam rodziców.
-No, młody. Mamy problem- rozpoczęłam temat gdy wyszliśmy.
-O nie, nie. Ja mam problem- poprawił mnie.
-A ponieważ jesteś moim kochanym braciszkiem,  to też mój problem- zauważyłam.
-Ok, to co w tej sytuacji zrobimy?- westchnął.
-Hm... Nie wiem. Staraj się ich unikać. Chociaż znając życie, zaraz gdzieś wyjadą, więc luz- odpowiedziałam.- A właśnie... Słyszałeś o tym konkursie w szkole?
-Słyszałem. I tak wystąpię z wami- powiedział zirytowany.
-Dzięki braciszku!- powiedziałam z entuzjazmem.
-Jestem ci coś winien, nie?- zadał pytanie retoryczne. Akurat weszliśmy do mieszkania.
-Wow... Wy tutaj willę normalnie macie! Jeszcze powiedz, że macie basen!- krzyknął rozglądając się.
-Na zewnątrz jest. Korytarzem po prawo- zaśmiałam się i po chwili usłyszałam jak coś, a raczej ktoś wskakuje do basenu.
-Ja chce tu mieszkać!!!- usłyszałam jego głos. Zachichotałam i usłyszałam dzwonek do drzwi. Otworzyłam je.
-Dzień dobry. Firma meblowa. Panna Liliana Laurentis?- ujrzałam mężczyznę około wieku średniego, a za nim jeszcze dwóch.
-Tak- przytaknęłam- Jer! Koniec zabawy! Meble przyszły!- wrzasnęłam, a po chwili ujrzałam go w przemoczonym ubranie. Westchnęłam głośno.- Zapraszam- mruknęłam i otworzyłam szerzej drzwi. Mężczyźni zaczęli wnosić meble kuchenne, a ja i Jeremy ustawialiśmy je według planu. Jeden z mężczyzn wziął kuchenkę i zamontował ją. Całe szczęście, bo już się bała, że będę musiała do kogoś dzwonić.
Po ponad trzech godzinach kuchnia i łazienki wyglądały na skończone. Wiadomo, jeszcze akcesoria, ale wyglądały tak jak miało być.
-Kto wymyślał plan?- zapytał zaciekawiony brat.
-Ja- odpowiedziałam dumna.
-Brawo siostro! Wygląda super!- zaczął bić brawo chłopak, a ja wybuchnęłam śmiechem. Nagle drzwi się otworzyły.
-Lili, zabije cię! Musiałem sam dźwigać te wszystkie dywany przez pół bloku! Mogę wiedzieć co było tak ważnego, że nie raczyłaś przyjść?- zapytał James i kiedy zobaczył kuchnię zamknął się.
-Wow, wygląda całkiem... Nieźle- dodał po chwili.
-To było tak ważnego- uśmiechnęłam się- Ok, to teraz ja zamówię meble do salonu, a wy wnieście te dywany do łazienek i kuchni. Ogarnijcie który do którego po kolorach- uśmiechnęłam się i usiadłam przy blacie w kuchni z magazynem w ręku. Przez telefon wszystko zamówiłam bardzo szybko, więc zajęłam się moim pokojem.
-Ej, Lili, pomożesz mi pomalować mój pokój dostępny dla mnie za rok?- zapytał Jeremy i wskazał na farby trzymane w rękach.
-Jasne- uśmiechnęłam się i wzięłam pędzel.
-Masz gust bracie- zaśmiałam się.
-Po kimś to odziedziczyłen, nie?- razem z James wzięliśmy się do malowania. Poszło szybko, ponieważ była nas trójka.
Po godzinie wszystko było skończone. Zmęczeni oparliśmy się o ścianę w salonie.
-Mogę wiedzieć, dlaczego do diabła tylko my tu pracujemy?- zapytał James.
-Właśnie. Ja nawet tu nie mieszkam!- dodał Jeremy.
-Nie wiem. Nawet nie mam pojęcia gdzie jest reszta- odparłam- Dobra idziemy do domu, nie Jer?
-Idę z wami!- powiedział szybko James. Razem wyszliśmy. Było już po 6.00. Po drodze gadaliśmy na wszystkie tematy, jednak najbardziej o konkursie. Byłam tak strasznie podekscytowana, cała nasza szóstka w dzieciństwie założyła zespół Rebe, ponieważ od zawsze byliśmy trochę świrnięci i zbuntowani. W głowie miałam dokładny plan stroju dla dziewczyn, jednak dla chłopaków nic mi nie świtało. Nawet nie zorientowałam się jakim cudem trafiłam do mojego pokoju. Szybko spakowałam książki na jutro, do szkoły. Usiadłam przy biurku i na kartce narysowałam strój dla dziewczyn ze wszystkimi szczegółami. Po skończonej pracy zobaczyłam go i uśmiechnęłam się do siebie. Wybrałam numer do jednej znajomej, która musi mi pomóc.
-Hej Jo!- powiedziałam.
-Hej Lili! Co się stało, że do mnie dzwonisz?- zaśmiała się.
-Mam sprawę. Musisz mi zaprojektować ubranie na ten konkurs w szkole. Wiesz który?- upewniłam się.
-Jasne. W szkole jest o nim głośno. W takim razie przynieś jutro mi projekty i je zrobię. Ok?
-Jasne. Dzięki, jesteś wielka!- powiedziałam szczęśliwa.
-Bez przesady. Muszę kończyć. Wiesz... Luke przyszedł!- powiedziała i nie czekając na moją odpowiedź rozłączyła się. Spakowałam projekty, gdy mnie oświeciło. Strój dla chłopaków! Szybko narysowałam go. Całkiem nieźle. Zauważyłam, że na Zegarze jest już 9.00, więc zgarnęłam książkę i poszłam do łazienki. Zanurzyłam się w gorącej pianie i zaczęłam czytać. Po godzinie wyszłam i odprężona położyłam się do łóżka. Założyłam słuchawki na uszy i puściłam muzykę na fulla. Nawet nie zauważyłam, kiedy odpłynęłam w objęcia Morfeusza...


Hej. Ta... Wiem... Bla, bla, bla, bla, bla, bla, bla. Nudaaaa.... Ale na razie to początek, więc akcja się dopiero rozkręca. 
Do zobaczenia w sobotę! Albo i wcześniej ;)
~~Zmierzchu :* <5

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz